Zaniemówiła. Słowa
cisnące jej się na myśl, nie były tymi, które należałoby wypowiedzieć w
obecnej sytuacji. Ku jej zdziwieniu usłyszała to, na co w głębi serca
miała nadzieję. Od dawna próbowała stłumić w sobie narastającą
sympatię względem przystojnego Włocha, jednak ten zawzięcie jej to
utrudniał, zbliżając się coraz bliżej i ukazując swoją drugą stronę.
Czy prawdziwą?
- Ja....nie....czy ty
właśnie zapraszasz mnie na imprezę? - odezwała się w końcu jak dotąd
milcząca dziewczyna, upewniając się co do intencji Balsano.
- Tak, a więc? - odparł
Matteo, niecierpliwiąc się. Sporo go kosztowała wcześniejsza
wypowiedź, nie mógł pozwolić, by pozostała bez jasnej odpowiedzi.
- Nie wiem czy to dobry
pomysł - zaczęła nieśmiało Luna, jednak widząc żal w oczach
towarzysza, szybko dodała - Nie wiem co na to Ambar.
- A co ona ma tu do gadania? - zapytał zdezorientowany.
- Nie tak dawno
zerwaliście i....to są jej urodziny... nie wiem czy to będzie w
porządku, jeśli przyjdziesz tam ze mną, zwłaszcza, że ja nie dostałam
zaproszenia - wydukała, jąkając się co drugie słowo. W tym momencie
pogrzebała swoją jedyną szansę, by pójść na przyjęcie z kimś, z kim od
początku chciała. Dlaczego? W obawie przed wrogo nastawioną blondynką, z
którą już i tak miała nie mało problemów.
- Mogę iść z kim chce, a
z Ambar to już przeszłość, nie chce do niej wracać - nie
poddawał się Balsano, próbując przekonać Meksykankę, by ta zmieniła
zdanie.
- Nie wiem Matteo... - zaczęła Luna, jednak on szybko jej przerwał:
- Nie daj się dłużej
prosić, chodź, a na pewno nie pożałujesz - mówił zachęcająco, co
najwyraźniej podziałało na brunetkę, która w końcu odpuściła i
powiedziała:
- Zgoda, ale trzymam cię
za słowo! - zgodziła się, zdając sobie sprawę z konsekwencji jakie
poniesie. Pożałujesz tego Luna - powtarzała sobie w myślach, mimo to
czuła, że podjęła właściwą decyzję, a widząc rozpromienioną minę
chłopaka, wiedziała, że on również jest zadowolony z jej słów. W istocie
tak właśnie było, Włoch cieszył się jak małe dziecko, jednak nie
pozwolił sobie na tak nieokiełznany wybuch radości, a jedynie spojrzał
dziewczynie głęboko w oczy i cicho powiedział:
- Dziękuję.
Po chwili ciszy wznowili
konwersację i udali się przed siebie, wędrując przez rozmaite
alejki parku. Rozmawiali o wszystkim i o niczym, ale obydwoje czuli się
wyjątkowo swojsko we własnym towarzystwie. Choć znali się zaledwie
kilka miesięcy, wiedzieli, że łącząca ich relacja, nie jest zwykłą
znajomością, czy też nawet przyjaźnią. To było coś
więcej i obydwoje zdawali sobie z tego sprawę, jednak nie śpieszyli
się. Zdali się na los, który w swoim czasie na pewno poprowadzi ich na
właściwą drogę.
~*~
Całe dnie przesiadywał w
Jam&Roller. Lubił to miejsce, z czasem odnalazł pasję w jeździe na
wrotkach, jednak od zawsze korciło go, by wypróbować scenę mieszczącą
się w kawiarni. Chciał na niej stanąć, poczuć się jak prawdziwy muzyk,
zagrać, zaśpiewać, usłyszeć gromkie brawa po skończonym występie. O
tak, to od zawsze było jego wielkim, jak dotąd niespełnionym marzeniem.
Nie ruszał się z domu bez swojej gitary, traktował ją jak drugą
najlepszą przyjaciółkę, oczywiście zaraz po Lunie. Również dzisiaj miał
ją przy sobie, a korzystając z chwilowego braku klientów w barze,
wdrapał się na scenę i zasiadł na taborecie stojącym na jej środku.
Dostroił instrument, a następnie po całym pomieszczeniu rozległ się
jego najnowszy kawałek. Choć piosenka była nieskończona, zdecydował
się ją zagrać. Miał podkład, brakowało mu jedynie słów, jednak w
ostatnim czasie opuściła go wena, a może prościej było by powiedzieć,
że Luna. Długo się nie widzieli, dziewczyna tłumaczyła się
zaległościami w nauce i ogromem pracy domowej, jednak on wiedział, że
prawdziwą przyczyną ich rzadszych spotkań, była jej coraz bliższa
relacja z Matteo. Nie trawił go. Już na wstępie wydał mu się arogancki,
a z czasem okazał się być jeszcze gorszy. Zastanawiało go, co Valente w
nim widziała i dlaczego wciąż się z nim trzymała, jednak ona uparcie
unikała niewygodnego tematu. Czuł, że coś jest na rzeczy, dlatego też
jego wena chwilowo osłabła. Brak mu było motywacji, którą dawniej
stanowił uśmiech przyjaciółki.
Skupiony na poprawnych
chwytach grał, nie zwracając uwagi na przyglądających mu się ludzi.
Liczył się tylko on i muzyka. Potrafił całkowicie zatracić się w świecie
melodii, gdzie był sobą, a nuty zastępowały mu słowa. Nim się
zorientował, usłyszał dodatkowe dwa instrumenty. Przerwał, by zaraz znowu
zacząć, tym razem w akompaniamencie z gitarą basową i perkusją. Za
obsługą tej pierwszej stał Nicko, z kolei przy bębnach zasiadł nie kto
inny, jak Pedro. Mimo iż nie znali się dobrze, to współpracowali niczym
stary, zgrany zespół.
Po skończeniu kawałka,
nie musieli nic mówić, by pojąć co tu właśnie zaszło. Stanowili drużynę,
rozumieli się bez słów, połączyła ich muzyka.
- To było genialne! - jako pierwszy odezwał się, jak zawsze uśmiechnięty blondyn.
- Niesamowite - odpowiedzieli chórem pozostali.
- Od jak dawna grasz? - zapytał Pedro, patrząc na instrument Meksykanina.
- Od dobrych paru lat,
ale jak do tej pory solo - zaczął Simon - Myślę, że powinniśmy częściej
razem śpiewać! - zawołał, a dwójka przyjaciół entuzjastycznie
przytaknęła.
- Co myślicie o założeniu zespołu? - zaproponował niski brunet.
- Świetny pomysł -
odparł przyjaciel Luny, który dalej nie dowierzał, w to co się tu
rozegrało. Czuł, że jego marzenia są w zasięgu ręki, a los dawał mu
niepowtarzalną szansę na zrealizowanie ich. Jak to mówią, trzeba kuć
żelazo póki gorące, zatem zdecydował się na ofertę chłopaków i od tej
pory, był członkiem nowo powstałego zespołu. Stanowił jego część,
dzieląc pasję z dwójką niedawno poznanych, ale wyjątkowo sympatycznych
kolegów. Każdy z nich wiedział jaką rolę odgrywa w tym przedstawieniu,
byli w pełni świadomi swoich pragnień i celów, zatem cała trójka
zawzięcie dążyła do ich spełnienia. Zespół miał być jedynie ich
przepustką do wielkiego świata muzyki. Wierzyli w to, a przecież wiara
czyni cuda.
~*~
Wielkimi krokami
zbliżały się jej urodziny. Dotychczas co roku wyprawiała huczne
przyjęcie w najlepszych lokalach, jednak tym razem zdecydowała
się na przeniesienie imprezy do domu, oraz na przedłużenie jej aż do
rana. Zaprosiła mnóstwo osób, można śmiało powiedzieć, że niemal
wszystkich wrotkarzy z Jam&Roller, z wyjątkiem dwóch psujących jej
plany przyjaciółek - Luny i Niny. Początkowo zamierzała uknuć intrygę co
do tej pierwszej, jednak później doszła do wniosku, że upierdliwa
smarkula nie będzie jej bruździć przynajmniej w dniu urodzin. Wszystko
było zaplanowane co do szczegółu, jedzenie zamówione, a ogromny tort ku
jej czci, był już gotowy i spokojnie czekał na jutrzejsze przyjęcie.
Bardzo cieszyła się imprezą, wiedząc, że będzie jej honorową postacią, a
także mając nadzieję na odzyskanie Matteo. No właśnie, temat chłopaka
wciąż pozostawał niewyjaśniony. Zapraszając go liczyła, że ten od razu
odwzajemni gest i poprosi o zaszczyt partnerowania jej podczas wieczoru,
jednak tak się nie stało. Balsano wyjątkowo obojętnie przyjął ofertę i
jakby od niechcenia oznajmił, że raczy przyjść. Z kim? Albo z nią, albo z
nikim, a tak przynajmniej uważała nieszczęśliwie zakochana blondynka.
- Ambar! - rozległ się
donośny krzyk matki chrzestnej, dobiegający z dołu. Dziewczyna
posłusznie zeszła na dół, by wysłuchać co opiekunka ma jej do
powiedzenia.
- Tak ciociu? - zapytała, schodząc po schodach.
- Wyjeżdżam i zostawiam
cię pod opieką rodziny Valente, mam nadzieję, że nie będziesz sprawiać
kłopotów - oznajmiła oschle z zimnym wyrazem twarzy.
- Ależ oczywiście, że
nie ciociu, potrafię sama o siebie zadbać - odparła blond-włosa, udając,
że perspektywa bycia "częścią" rodziny Luny, podoba jej się.
- Jak wrócę, nie chcę widzieć śladów po twojej jutrzejszej imprezie - dodała Sharon.
- Oczywiście -
przytaknęła Ambar, czując jak łzy napływają jej do oczu. A więc pamięta -
pomyślała w duchu. Bolał ją fakt, że matka chrzestna zdaje sobie sprawę
z jej urodzin, a jednak nie zamierza powiedzieć jej nawet
przysłowiowego "sto lat", a co dopiero złożyć bardziej rozbudowanych
życzeń. Na biologicznych rodziców nie miała co liczyć, od dobrych dwóch
lat urwali z nią kontakt, tłumacząc się ciągłym brakiem czasu i masą
obowiązków, w które dziewczyna nie wierzyła. Wiedziała, że była dla nich
swego rodzaju ciężarem, dlatego też pozbyli się jej, zostawiając pod
opieką oschłej Pani Benson, która poza pieniędzmi i domem, nie dawała
jej absolutnie nic. Traktowała ją jak powietrze, równie chłodno co
personel. Nastolatka miała wrażenie, że i dla niej jest balastem,
którego nie ma już na kogo zrzucić. Z całą pewnością nie darzyła jej
żadnym głębszym uczuciem. Tego jednego zazdrościła Lunie - kochającej
rodziny.
- Wrócę za parę dni - wyrwała ją z transu Sharon, wychodząc. Za nią podążył jej wierny asystent Rey, niosąc wszystkie bagaże.
- Pa ciociu - powiedziała sama do siebie.
Zrezygnowana udała się
na górę do swojego pokoju, a następnie ułożyła na łóżku, cicho
szlochając. Czuła się bezsilna i samotna. Jedyną osobą dającą jej
odrobinę miłości był Matteo, jednak teraz nawet on odwrócił się do niej
plecami. Potrzebowała go bardziej niż kiedykolwiek, dlatego nie wiele
myśląc wyjęła telefon i nacisnęła słuchawkę przy kontakcie Balsano. Tak
jak się spodziewała, zastała ją poczta głosowa. Nie słyszał, lub nie
chciał odebrać. Druga opcja była bardziej prawdopodobna, gdyż chłopak
dość często bawił się komórką, nosząc ją cały czas przy sobie.
Posmutniała jeszcze bardziej, a łzy mimowolnie kapały na jej puchatą
poduszkę. Czuła się niechcianą i niekochaną przez nikogo, marzyła by
Włoch był teraz przy niej i przytulił ja mocno, tak jak to miał w
zwyczaju robić. Pragnęła poczuć bliskość drugiej
osoby, a tymczasem jedyną bliską jej osobą, był....nie, nie było nikogo.
Była sama.
Otarła łzy i zasiadła przed toaletką, przyglądając się swojemu odbiciu i powtarzając na głos słowa:
- Jesteś piękna. Wyjątkowa. Najlepsza we wszystkim co robisz. Idealna.
Wbrew pozorom pomagało
jej to, podnosząc na duchu stargane samopoczucie. Wmawiała sobie to, co
chciała usłyszeć od drugiej osoby. Patrzyła w lustro, coraz to
powtarzając sekwencję dowartościowujących słów, aż nagle przerwała.
Zamknęła oczy i nie otwierając ich, wyszeptała:
- Kocham cię - a po jej policzku spłynęła kolejna, tym razem samotna łza.
Cudowny :)
OdpowiedzUsuńLuna się zgodziła:)
Simon, Nico i Pedro zakładają zespół :)
Ambar smutna.
Aż mi jej szkoda - wyczuj w tym sarkazm :)
Ciekawi mnie jak zareaguje gdy, Matteo przyjdzie z Luną.
Czekam na nexta :)
Buziaki Ani :)
Genialny! <3
OdpowiedzUsuńZgodziła się zgodziła uffff ulga xd
No Simon i gitara to nierozelwalna para xd
Ambar i drugie oblicze cieszę się że nie jest taka do końca z kamienia.....
Czekam na next i na imprezę Ambar!
Całusy ;***
Uwielbiam *.*
OdpowiedzUsuńRozdzial genialny!mam nadzieje ze rollerband zaagra na urodzinach ambar a ambar pokocha dimona
OdpowiedzUsuńMoje Lutteo razem jej!
Wiesz czego mi brakuje? Pedrro i delfi i gastony jakby rozdzial byl idealny!
Czekam na rozwiniecie wątku Ambar
Wybacz ze tak krotki alrme mam Malo czasu na blogera :/
Wow! Cudowny wręcz <3 Urodziny Ambar już zapewne w kolejnym rozdziale. Lunka zgodziła się pójsć z Matteo. Czuję, że będzie ostro, tym bardziej, że Sharon z Reyem sobie gdzieś pojechała. Co za ciotka? No ale nie ważne. Igraszki z Reyem ważniejsze xd haha żartuje już teraz oczywiście. Naprawdę nie mogę się już doczekać kolejnego. To, co wydarzy się na urodzinach Ambar na pewno będzie miazgą. Tak czuję. W szczególności, gdy Ambar zobaczy z kim przyszedł Mateoo... U...
OdpowiedzUsuńNo cóż kochana, nie pozostaje mi nic innego, niż czekać. Mam nadzieję, że ten tydzień minie mi w try miga i nim się obejrzę przeczytam rozdział u ciebie!
Pozdrawiam, Marlene <3 xoxo
Szybko nadrobiłam i zostanę. Chętnie poczytam Twoją historię :)
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział <3
OdpowiedzUsuńLutteo idzie razem na urodziny Ambar extra! Podejrzewam że Ambar się wścieknie jak ich razem zobaczy...czuje że będzie niezła afera. xd
Simin razem z chłopakami zakłada zespół ale super!
Ambar i druga atrona no zobaczymy czy pokaże swoją drugą twarz innym.
No to w następnym urodziny Ambar? Nie mogę się już doczekać!
Pozdrawiam :)
Świetny :*
OdpowiedzUsuńLutteo :*
Perełka <3
OdpowiedzUsuńRozdział przeczytałam już wcześniej, ale dopiero teraz mogłam go skomentować. Cudowny rozdział! Cieszę się, że Luna zgodziła się pójść z Matteo na urodziny Ambar. Ale nie dziwię jej się, że ma jakieś obawy. Smith jest zdolna do wszystkiego i nie zareaguje pewnie zbyt dobrze na wieść, że Valente przyszła z Balsano. Podoba mi się, że ukazałaś jej drugą stronę. To nadaje jej takiej prawdziwości, czytelnik może się z nią utożsamić, w końcu też ma uczucia. Nie ukrywam, że szkoda mi jej. Mogłaby poprawić swoje zachowanie i zaprzyjaźnić się z Matteo, a nie próbować go zdobyć jakimiś dziwnymi sposobami.
OdpowiedzUsuńNa koniec zostawiłam sobie Simona. No cóż, RollerBand właśnie powstaje. Alvarez nie jest moją ulubioną postacią, więc nie będę się zbytnio rozpisywać. Mam nadzieję, że jego marzenia związane ze sceną i zespołem się spełnią.
To tyle co chciałam napisać! Piękny rozdział, czekam na następny. Buziaki ♥
Cudny :*
OdpowiedzUsuńLuna pójdzie na imprezę Ambar razem z Matteo! No to się Ambar zdziwi....
Do next'a! :)
Kocahm kocham <3
OdpowiedzUsuń🌟♥Boski♥🌟
OdpowiedzUsuńLutteo Lutteo Lutteo i od razu pięknej!
OdpowiedzUsuńAmar no cóż jest taka bo tak ją wychowano....może kiedyś się zmieni!
Impreza Ambra tuż tuż nareszcie!
Do następnego! ;)
Megaśnyyyyyyy!
OdpowiedzUsuńCudowny <3
OdpowiedzUsuńLutteo jest super!
Kiedy kolejny rozdział? :)
Będzie dziś next...??
OdpowiedzUsuńAmber powinna wiedziec ze ludzie trakuja tak samo jak ich trajuesz, to ze jest nieszczesliw to wina tylko Amber . Ciesze z Luna zgodzila sie pojsc na urodziny Amber
OdpowiedzUsuń