piątek, 9 września 2016

Capitulo 7


      Na dworze panował już zmrok, a zza okna można było dojrzeć księżyc w kształcie rogala. O tej porze, jak co dzień, w posiadłości Bensonów panowała grobowa cisza. Pani domu - Sharon przesiadywała całe dnie w swoim gabinecie, zatem i wieczorem można było ją tam znaleźć, personel miał już wolne, więc nikt nie krzątał się po przedpokoju, czy kuchni. Często chwile spokoju zakłócała Luna, jednak teraz przesiadywała całymi dniami w pokoju. Prawie cały dom zamar

      No właśnie, prawie. Wyjątek stanowiła dzisiaj Ambar, która nerwowo przechodziła z jadalni do salonu i tak w kółko. Zdawać by się mogło, że dziewczyna na kogoś czeka i w istocie tak właśnie było. Wyczekiwała aż jej matka chrzestna skończy pracę, a że była zdenerwowana rozmową, chodziła w te i wewte. Miała ważną sprawę do ciotki, inaczej nie wychylałaby się o tej porze z pokoju. Jej maszerowanie przerwał odgłos kroków innych niż jej. Dobiegał z góry. Dziewczyna przystanęła, nadsłuchując coraz głośniejszego skrzypienia schodów. Chwilę potem jej oczom ukazał się widok uśmiechniętego od ucha do ucha Matteo, który jakby nigdy nic spacerował sobie po jej domu.
- Co ty tutaj robisz? - zapytała lekko zdziwiona blondynka.
- Byłem u Luny, ale spokojnie już wychodzę - odparł chłopak, kierując się w stronę drzwi.
A więc przyszedł do tej smarkuli - pomyślała rozdrażniona. Specjalnie zaszkodziła Lunie, by ten nie mogł z nią wystartować w konkursie, a teraz jej własny plan obracał się przeciwko niej? Nie, Ambar Smith nigdy nie przegrywa. Tak było i tym razem. Nie zważając na okoliczności dziewczyna zapytała:
- Jak się czuje Lunita? Mam nadzieję, że szybko wróci do formy - mówiła to tak przesłodzonym głosem, że chyba nikt nie uznałby tych słow za szczere, a już napewno nie Matteo, który bądź co bądź doskonale ją znał.
- Nie udawaj, że się tym interesujesz - odparł oschle, nie patrząc jej w oczy. Blondynkę raniło zachowanie chłopaka i choć uparcie udawała twardą, coś w niej pękało. Nie była sobą. A może taka właśnie była prawdziwa Ambar? Nie, ona nie mogła sobie pozwolić na takie myśli, a już napewno nie w takim momencie i nie przy osobie, na której jej tak bardzo zależało.
- Wiesz już z kim weźmiesz udział w konkursie? - zapytała, zmieniając temat. Liczyła, że chłopak nie znajdzie nowej partnerki i wystąpi z nią.
- Nie startuję w tym roku - odpowiedział Matteo, kierując wzrok w jej stronę.
- Jak to? Król toru nie wystąpi w zawodach międzykontynentalnych? Chyba sobie żartujesz! - powiedziała z niedowierzaniem blondynka. Nie sądziła, że jej ukochany aż tak się zmienił pod wpływem Luny i przez tą małą rezygnuje z konkursu. - Powinniśmy wystąpić razem - dodała po chwili, próbując przekabacić Matteo na swoją stronę.
- Nie sądzę by to był dobry pomysł - zaczął chłopak, próbując jakoś delikatnie ją spławić - nie powinniśmy już razem jeździć  - dokończył nieco przyciszonym głosem.
Ambar zrobiło się przykro i choć nie dała tego po sobie poznać, to zabolały ją słowa Balsano. Uważała, że byli razem szczęśliwi i gdyby tylko chciał, mogliby do siebie wrócić, ale nie. On uparcie uganiał się za dziewczyną z Cancun, która swoją drogą często go spławiała.
- Szkoda, wygralibyśmy - powiedziała, podchodząc bliżej Włocha, na co on od razu się odsunął i oparł:
- Muszę już iść - ostatnie słowo wypowiedział stojąc już w progu. 
       Dziewczyna odprowadziła go wzrokiem, a gdy usłyszała trzask zamykanych drzwi, momentalnie opadła na kanapę. Schowała twarz w dłoniach, a po jej policzku pociekła jedna, samotna łza. Była to kropla w morzu, tego co Smith czuła, a czuła się bezsilna i słaba. Od zerwania z Matteo nie była sobą, nie chciała tego. Zgodziła się tylko po to, by zachować resztkę urażonej dumy. W głębi serca nadal bardzo zależało jej na chłopaku, a każde jego spojrzenie wywoływało u niej falę emocji. Cierpiała z miłości, podczas gdy Balsano już dawno pocieszył się młodszą o rok brunetką. Może nigdy jej nie kochał? Może cały ich związek był fikcją? Z rozmyśleń wyrwał ją głos ciotki:
- Co tu robisz o tej porze? - zapytała jak zwykle ostro pani tego domu.
- Chciałam z tobą porozmawiać - zaczęła Ambar, jednak Sharon szybko jej przerwała, mówiąc:
- Nie dzisiaj. Miałam ciężki dzień i jestem zmęczona. Wrócimy do tematu jutro.
I to by było na tyle z ich rozmowy, zrezygnowana dziewczyna przytaknęła na słowa matki chrzestnej i odeszła do swojego pokoju. Upewniwszy się, że drzwi są zamknięte, rzuciła się na łóżko i wtulona w poduszkę, cicho wyszeptała:
- Musisz być silna.
~*~
       Chłopak nieśmiało przekroczył próg nowego domu. Ku jego zaskoczeniu rozciągał się przed nim widok ogromnego salonu, można nawet powiedzieć, że za dużego jak na tak małą posiadłość. W istocie rodzina ta nie należała do zamożnych, była przeciętna, jednak ofiarowali mu dach nad głową, a nawet własny pokój na poddaszu. Zadowolony Meksykanin udał się do swojego nowego kąta, gdzie pośpiesznie zostawił bagaże i chwytając wrotki, od razu wybrał się na zwiedzanie miasta.           Pierwsze co uczynił po wyjściu z domu, to natychmiastowy telefon do Luny, by oznajmić jej wesołą nowinę i zrobić niespodziankę. Niestety dziewczyna nie odbierała. Próbował kilka razy telefonować do przyjaciółki, jednak ta miała wyłączoną komórkę. Po parunastu nieudanych próbach zdecydował się na samotną przejażdżkę po Buenos Aires.
      Wszystko było tu inne - większe, strojniejsze. Budynki sięgały chmur, a na ulicach nie było zbytniego tłoku, nie mówiąc już o jakichkolwiek straganach. Większość mieszkańców przebywała o tej porze w pracy, lub poruszała się samochodem, zatem na chodnikach wiało pustkami. Zrezygnowany chłopak jeździł w kółko, w poszukiwaniu kawałka zieleni, by móc na spokojnie usiąść i odpocząć, a przy okazji ponownie zadzwonić do Valente. Nim się zorientował, stał na przeciwko dużego klubu zwanego Jam&Roller. Od razu nazwa ta wydała mu się znajoma. Szybko powiązał ją z wrotkowiskiem, o którym zawsze wspominała Luna, uwielbiała to miejsce, zatem i on postanowił tam zajrzeć. Wchodząc do środka, ujrzał przed sobą ogromny tor, a z boku bar. W środku roiło się od klientów, Valente miała rację - to miejsce tętniło życiem, w przeciwieństwie do reszty miasta. Już na wejściu zaczepił go niski brunet, mówiąc:
- Jesteś nowy? Nie widziałem cię tu nigdy.
- Tak - odparł uśmiechnięty chłopak - Jestem Simon - dokończył, wyciągając dłoń w celu zapoznawczego uścisku. Jego rozmówca uczynił to samo i przedstawił się jako Pedro. Wyglądał na sympatyczną osobę, jednak nie miał za wiele czasu do rozmowy, gdyż jak sam powiedział, to były jego godziny pracy. Alvarez rozsiadł się przy jednym z wolnych stolików i uważnie lustrował wszystkich klientów, w nadziei na odnalezienie wśród nich Luny, która dalej miała włączoną pocztę głosową. Jego uwagę przykuła trójka dziewczyn, siedzących w rogu. Wszystkie były bardzo eleganckie i mocno wymalowane. Swój wzrok skierował na jedną z nich - blondynkę o nieskazitelnej posturze i urodzie. Zafascynowany ową dziewczyną nie zauważył, jak kelner przyniósł mu wcześniej zamówiony napój.
- Hej - ktoś pomachał mu ręką przed twarzą.
- Hej, wybacz - odparł szybko brunet, wracając na ziemię.
- Słyszałem, że jesteś tu nowy - zaczął z uśmiechem na twarzy owy nieznajomy - Jestem Niko - dokończył.
- Simon - odpowiedział entuzjastycznie Meksykanin. Dopiero co tu wszedł, a już poznał dwóch przyjaźnie wyglądających kolegów, ponadto pracowali w godzinach szkolnych, co wskazywało na ich zbliżony do niego wiek.
- Jeździsz na wrotkach? - zapytał blondyn, patrząc na tor.
- Tak, ale tylko po mieście - mówił Simon - Dużo słyszałem o tym miejscu - dodał.
- Ah tak a od kogo? - dopytywał się zaciekawiony Nicko.
- Od przyjaciółki - Luny - odparł Alvarez - Mówiła, że tu pracuje, może ją kojarzysz - dokończył, przypominając sobie wszystkie opowieści koleżanki.
- Pewnie, że znam. Chyba każdy ją tu kojarzy! - zawołał w odpowiedzi - świetna dziewczyna, na pewno wprowadzi cię w świat Rollera - dodał i oddalił się, wskazując na tłum zniecierpliwionych klientów, czekających aż ich obsłuży.
       Simon wrócił do swojego wcześniejszego zajęcia, tj. obserwowania pięknej nieznajomej. Nim się obejrzał, minęło już pół godziny, a z oddali dobiegł go znajomy głos. To na pewno Luna - pomyślał.    Weszła do klubu w towarzystwie dwóch chłopaków, żywo z nimi rozmawiając, a o jednego delikatnie się podpierała. Kulała, a on pomagał jej iść i zastępował kule. Była tak zaabsorbowana rozmową, że nie zauważyła przyjaciela, który aż kipiał z radości na jej widok. Szybko do niej podbiegł i zawołał:
- Luna! - dziewczyna od razu odwróciła się w jego stronę i ani się obejrzała, a już fruwała w jego ramionach.
- Simon? To naprawdę ty? - dopytywała, nie wierząc własnym oczom. Przez ostatnie miesiące bardzo jej go brakowało, a teraz jak gdyby nigdy nic przytulają się w J&R.
- Tak, to ja Luna! Przyjechałem do ciebie - odparł chłopak, stawiając ją na ziemi i uwalniając z uścisku, Obydwoje byli bardzo szczęśliwi, na tyle, że nie zwracali zbytniej uwagi na dwóch wcześniejszych towarzyszy dziewczyny. Matteo zazdrośnie spoglądał na dwójkę obściskujących się przyjaciół, z kolei Gaston uspokajał go i próbował za wszelką cenę odciągnąć od tej dwójki.
- Nie mogę uwierzyć, że naprawdę tu jesteś - powiedziała Valente ze łzami w oczach - tęskniłam za tobą - dodała, ponownie wtulając się w ramiona chłopaka, na co on tyko powiedział:
- Obiecałem, że jeszcze się zobaczymy.
Odkleiwszy się od siebie, obydwoje jeszcze raz spojrzeli sobie w oczy. Cieszyli się tą chwilą, jednak dziewczyna przerwała cały czar, mówiąc:
- Poznaj Gastona, mojego przyjaciela - zaczęła, wskazując na bruneta, który tylko lekko się uśmiechnął - A to Matteo, mój... - zawahała się - przyjaciel - dodała lekko zmieszana. Włoch tylko oschle krząknął i bez zbędnych słów odwzajemnił gest uścisku dłoni. 
 Zaraz po tym dwoje kumpli odeszło, zostawiając przyjaciół sam na sam.
      Usiedli przy pierwszym wolnym stoliku. Gaston jako pierwszy podjął próbę rozmowy:
- Co myślisz o tym Simonie? - zaczął, jednak nie doczekał się żadnej odpowiedzi. Matteo był zbyt pochłonięty obserwowaniem Luny. Na jego twarzy malował się grymas, a w oczach dało się dostrzec zdenerwowanie.  Zignorował słowa Peridii i spuszczając wzroku z dwójki przyjaciół, powiedział:
- I po co go tu przywiało? Mało mam problemów z Luną, to teraz jeszcze on - wypowiadając te słowa zacisnął dłonie, marszcząc przy tym brwi.
- Wyluzuj, Luna zawsze mówiła, że to tylko jej przyjaciel - odparł Gaston, starając się uspokoić przyjaciela.
- Przyjaciel, nie przyjaciel, czuję, że będą z tego problemy - odpowiedział Balsano - Trzeba szybko pokazać chłopakowi, gdzie jego miejsce - dodał w obawie przed utratą dziewczyny.
- Masz coś konkretnego na myśli? - zapytał Peridia, który jako wierny kumpel bez słowa angażował się w pomysły Włocha. Od kiedy pamiętał trzymali się razem i zawsze we wszystkim wspierali, dlatego teraz również miał zamiar lojalnie pomóc przyjacielowi.
- Jeszcze nie, ale coś wymyślę - odpowiedział Matteo, a na jego twarzy pojawił się w końcu długo wyczekiwany spokój. Obydwoje zamówili po koktajlu i nie poruszali już więcej tematu Simona, gdyż ten sam zniknął im z oczu, zabierając przy tym również Lunę.


Witam wszystkich siódemeczką!
Wybaczcie lekkie opóźnienie, ale od tej pory rozdziały będą się pojawiały raz w tygodniu.
Kiedy dokładnie, tego nie wiem. 
Będę wstawiała w miarę możliwości, wiecie szkoła.
Ostatnio nie mam za wiele czasu, ale mam napisane kilka rozdziałów na zapas,
więc na pewno regularnie będą publikowane.
Nie ma Lutteo, ale nie może być wiecznej sielanki
Jak myślicie co zmieni przyjazd Simona?
Bardzo dziękuję za tak wysoki licznik odwiedzin!
Do napisania;* 

8 komentarzy:

  1. Pojawił się Simon ^.^
    Matteo zazdrosny hmm ciekawa jestem co on wykombinuje żeby zniechęcić Simona....
    Boski <3
    Czekam na next mam nadzieję że szybko dodasz ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. ♥♥♥
    Nie muszę chyba mówić (pisać), że to świetny rozdział.
    Zazdrosny Matteo jest taki słodki.💙 Jestem ciekawa co wykombinuje, oby nic co go oddali od Luny.
    Lubię Simona, ale jeśli będzie wtrącał się w relacje Lutteo to go chyba uduszę, ma Ambar niech nią się zajmie.
    "A to Matteo, mój... przyjaciel", tam powinno być chłopak:( Matteo na sto procent wolałby zostać przedstawiony jako właśnie jej chłopak.
    Czekam na next...!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy wspominałam już, że kocham Twoje opowiadanie i to jak piszesz? Jeśli nie, to nie mam pojęcia, jak mogłam tego nie zrobić, a jeśli tak, to zrobię to jeszcze raz! Dziewczyno, jesteś cudowna. Wszystko czyta się z takim zaangażowaniem i lekkością. Genialne!
    Szkoda mi Ambar. Widać, że cierpi, ale nie powinna udawać kogoś, kim nie jest. Jeśli chce mieć dobre relacje z Balsano, powinna inaczej go traktować (zresztą, nie tylko jego).
    Matteo zazdrosny o Lunkę! Nie dziwię mu się. Też byłabym zła na jego miejscu. Mam nadzieję, że Simon za dużo nie namiesza, choć spodziewam się, że będzie odwrotnie. Zobaczymy, co Balsano uknuje przeciw meksykaninowi. Nie mogę się doczekać. Weny, trzymaj się, buziaki ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam!
    Powrót Simona z jednej strony jest dobry dla Luny, przyjaźnili się jakby nie patrzeć więc jej go brakowało. Może jednak sporo namieszać w relacji Luny z Matteo. Ciekawa jestem co wymyśli żeby Simon nie stanowił zagrożenia. Byleby nie było to coś przez co Valente będzie zła haha.
    Nie mogę się doczekać następnego!!
    Pozdrawiam, Natalia ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny *-*
    Zapraszam do mnie na drugi rozdział ;)
    http://story-by-livia.blogspot.com

    Livia xoxoxo

    OdpowiedzUsuń
  6. Niesamowity czekam na next! :))

    OdpowiedzUsuń
  7. O nie. Przyjechał Simon.
    No teraz to się będzie działo.
    Rozdział wspaniały!
    Dobrze, że Matteo odmówił Ambar.
    Może w końcu pogodzi się z tym,
    ze Matt do niej nie wróci.

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Zostaw po sobie ślad, to bardzo motywuje do pracy ;)